Wysłany: 6 Kwi 2012, 00:42
OK, czas odgrzać temat, bo zbyt miło by było...
Mati znowu focha ma na świat ogólnie. Konkretniej problemy z elektryką (znowu...).
To, że elektryka tam jest do kitu i w zasadzie wszystko wypadało by pociągnąć od nowa, to wiem. To, że w aucie mam jakieś dziwne zwarcie, też już wiem. Objawy:
- zapalam światła - przygasa zegarek
- dorzucam do swiateł kierunkowskaz - wycieraczki stają praktycznie w miejscu
- transmiter podpięty do gniazda zapalniczki co jakiś czas wykazuje objawy chwilowego braku zasilania
Do tej pory jednak mimo tych wkurzających objawów, auto jeździło. Wczoraj wróciłam normalnie z pracy, postawiłam wóz na podwórku, a dziś już nie odpalił, ako rozładowane. Po powrocie z pracy stwierdziłam, że wypadało by podłączyć prostownik, ale zwątpiłam, kiedy w momencie podpinania klem do akumulatora (prostownik nie podłączony do prądu) z MINUSA poszły do klemy iskry (plus w tym czasie był już podpięty). I teraz pytanie, bo z elektryki i mechaniki generalnie jestem zielona, ale... chyba to nie jest zdrowy objaw i tak być nie powinno, nie? Czy mimo tego iskrzenia mogę bezpiecznie spróbować podładować akumulator, czy lepiej tego nie robić i poczekać do usunięcia zwarcia?